Oj długo, bardzo długo robiłem te anioły. Duże i ciężkie. Strasznie dały mi w moją starą kość. I jeszcze ten montaż, nie dość że wysoko (co szkodzi na mój lęk wysokości), to jeszcze zimno. Na zewnątrz minus 15, wewnątrz podobnie, bo przecież w kościele nie ma kaloryferów.
I kiedy wreszcie to wymęczyłem, przy ogromnej pomocy mojej żony Zosi, która także kładzie na te moje rzeźbki piękną polichromię, postanowiłem sobie: nigdy więcej aniołów! Co najwyżej do rzeźbienia aktów wrócę. Ale najpierw sobie odpocznę!
No i zapadłem w sen zimowy. Długo jednak nie pospałem, bo nagle zaczęła się do mnie dobijać urocza Ania, wołając i tu, i tam: hey, anielski! Albo: ...oderwij się od tych wysokich lotów i zajrzyj na chwilkę do skrzynki pocztowej, proszę!!! :)
I jak tu pospać?
Więc się obudziłem i wyszło coś takiego:
Miało być wielkości dłoni i jest.
A teraz idę dalej spać :)
No i zapadłem w sen zimowy. Długo jednak nie pospałem, bo nagle zaczęła się do mnie dobijać urocza Ania, wołając i tu, i tam: hey, anielski! Albo: ...oderwij się od tych wysokich lotów i zajrzyj na chwilkę do skrzynki pocztowej, proszę!!! :)
I jak tu pospać?
Więc się obudziłem i wyszło coś takiego:
Miało być wielkości dłoni i jest.
A teraz idę dalej spać :)